Magdalena Kmiecik e la sua Italia – Magdalena Kmiecik i jej Italia

„Z ogromnego bogactwa, jakie natura ukazuje ludzkim oczom, człowiek wyróżnia tylko te aspekty, które mają jakieś analogie z jego poszukiwaniem szczęścia.” Stendahl.

Bardzo chłodny poranek pierwszych dni jesieni, zamglone niebo, zapłakane szyby zapowiadają krótki dzień. Brak słońca rekompensuje co prawda ogród, który przystraja się w jaskrawe żółcie i ciepłe, rdzawe brązy ale i ta paleta bez światła nie ma już właściwej kolorom energii.  Jesień spowalnia i wycisza życie natury, zwykle niesie refleksję nad przemijaniem. Ten nostalgiczny jesienny dzień przywołał wspomnienie niedawno odbytej podróży do Włoch, krainy wyjątkowo hojnie obdarzonej słońcem. Całe bogactwo wrażeń przywiozłam z tej podróży. Wycieczka z młodzieżą Liceum Plastycznego była lekcją historii sztuki od Etrusków do współczesności, spotkaniem z dziełami wielkich mistrzów u źródeł. Próbuję poukładać te wspomnienia – pozbierać moje zauroczenia i refleksje. Opisy włoskich wędrówek, oglądanych zabytków skarbów, bardziej i mniej szczegółowe, wtopione w historyczne dzieje są ogólnie dostępne w literaturze i na stronach internetowych. W mojej relacji, choć może bardziej osobistej, chcę wrócić do miejsc i chwil, które szczególnie zapisały się w pamięci, dla wzbogacenia mojego przekazu posłużę się wybranymi tekstami ulubionych autorów, z którymi niejednokrotnie „podróżuję”. Mogłabym ograniczyć się tylko do wybrania fotografii z wielkiego albumu zapisanego w obiektywie w czasie tej wędrówki – ale myślę że słowo dobrze komponuje się z obrazem!

A oto moje:  „Pożegnanie lata w Toskanii”.

Droga poprowadziła nas przez miasta regionów Veneto, Emili Romani do Toskani – tam zatrzymaliśmy się na dłużej. Miejsce noclegowe w agroturystyce prowadzonej przez Polkę – urzekło mnie. Dom i okolica z typowych obrazków toskańskich pejzaży. Położone z dala od ruchu – na wzgórzu porośniętym winoroślami i drzewami oliwnym – wiekowe, rustykalne zabudowania dawnej winnicy, czy może tłoczni oliwy, przekształcone na przytulne apartamenty, otoczone żywopłotami laurowymi i krzewami rozmarynu, ukryte w gaju oliwnym, wymarzone na wypoczynek po dniach pełnych artystycznych wrażeń i przedeptanych kilometrów w turystycznym zgiełku.

Poranki – końca lata były już chłodne, ale nie odmówiłam sobie spacerów pośród oliwnych drzew, których pnie przybierają przeróżne figury i kształty, trwając w niemym dialogu z długimi – o wschodzie – cieniami, w wilgotnym powietrzu nasyconym aromatami ziół.  Te krótkie chwile skupienia, obserwacji światła w przyrodzie dają poczucie upojenia doskonałością natury.

W drodze do Toskanii zatrzymała nas Vicenza i Ferrara. Wizyta w Vicenzy śladami Andrea Palladia – wielkiego architekta renesansu, który w swoich projektach zawarł całą wiedzę epoki i doprowadził ją do perfekcji – pozostawiła wielki niedosyt.  Największą atrakcją miasta autorstwa Palladia jest drewniany renesansowy teatr -Teatro Olimpico. Zadziwia w nim innowacyjność rozwiązań – a niesamowity efekt iluzjonistyczny głębi i perspektywy dekoracji to mistrzostwo zapierające dech w piersiach. Twórcą scenografii był Vincenzo Scamozzi. Mieliśmy też niewątpliwe szczęście spotkać na ulicach i placach Vicenzy, pomiędzy bogactwem zabytkowej architektury palladiańskiej, majestatyczne rzeźby Salvadora Dali. Szybujacy słoń – z pajęczymi nogami, Tancerka, Fortepian czy Taniec czasu – zagościły tu niedawno wpisując się znakomicie w klimat miasta, wciągając przechodnia w filozoficzne światy mistrza surrealizmu.

Mniej podobała mi się Ferrara – miasto bez zieleni, bez kwiatów, bez wdzięku. Zdaje się wypalona słońcem, zaniedbana i obca. Nie odnalazłam w niej blasku, o którym wspominają przewodniki. Katedra w remoncie, zamek Estense /Castello Estense/- potężna budowla renesansowa z wieżami, fosą i zwodzonymi mostami – wywołuje raczej uczucie grozy i chłodu. Myślę, że mroczne historie tego miejsca wciąż unoszą się w powietrzu. Z niewielu obiektów, jakie zobaczyłam w Ferrarze, zainteresowała mnie fasada Pałacu Diamentowego, wyłożona małymi blokami kamiennymi w kształcie ostrosłupów ciekawie załamuje światło. Symetria figur – współgra z cieniem i chętnie poddaje się fotografii.

Na szlaku naszych spotkań z arcydziełami sztuki minionych epok w Toskanii pierwszym punktem była Florencja z jej wspaniałą gotycko – renesansową Katedrą Santa Maria del Fiore – którą projektowali m.in. Giotto i Brunelleschi, licznymi kościołami – szczególnej piękności świątynią franciszkańską Santa Croce – Panteonem wielu osobistości. Znaleźli tam miejsce wiecznego spoczynku m.in. Michał Anioł, Dante Alighieri, Galileusz, Gioacchino Rossini – a ich piękne nagrobki są dziełami wyjątkowymi. W kaplicy Brancaccich przy kościele Santa Maria del Carmine podziwialiśmy freski Massoliniego i Masaccia. Galeria Uffizi zatrzymała nas najdłużej. Nagromadzenie arcydzieł malarstwa i rzeźby autorstwa wielkich mistrzów to niewyobrażalna uczta – jednak by ją skonsumować ze smakiem potrzeba wiele więcej czasu. Nie jest to możliwe podczas dwugodzinnego spaceru w zatłoczonych salach, pośród zgiełku oprowadzanych wycieczek różnych narodowości. Dzieła sztuki wymagają skupienia! Znużenie wzięło górę, obejrzałam tylko kilka sal i zamiast „gonić” dalej wybrałam chwilę z kawą i pomarańczowym włoskim trunkiem w kolorze soczystego oranżu. Żal mi dzieł Botticellego, Rafaela, Tycjana, Caravaggia i jeszcze wielu, których nie zdążyłam doświadczyć w rzeczywistości. Ale może to zapowiedź kolejnej podróży – własnym tempem i z indywidualnym planem!

A planuję od dawna – ale brak odwagi wstrzymuje mnie!

W zbiorach jednego z najstarszych muzeów Europy znajdują się też akcenty polskie – wizerunki władców m.in. Zygmunta III Wazy, Jana III Sobieskiego, Stanisława Augusta Poniatowskiego, Stefana Batorego.

Pewnie wiele skarbów i perełek ominęłam w tym spacerze, ale cieszy mnie odkrycie „Drzwi do Raju” w Baptysterium obok Katedry. Wiążę z tym miejscem wspomnienie sprzed wielu lat, kiedy rodzinne wakacje łączyliśmy ze zwiedzaniem. I tak prowadząc moje dzieci ulicami Florencji w sierpniowym upale – bardzo chciałam pokazać im właśnie ten skarb. Kościoły nudziły, wchodziliśmy do nich dla ochłody, muzea nie stanowiły atrakcji, więc pozostały opowieści i zainteresowanie sztuką poprzez legendy. Kiedy już dotarliśmy na Piazza San Giovanni marzenie zjedzenia dużej porcji lodów przyćmiło wielkość otaczających nas dzieł. Wypiliśmy kawę patrząc na południowe drzwi do Baptysterium i rozczarowani wróciliśmy na parking. Wielkie dzieło Lorenzo Ghibertiego pozostało nieodkryte – dotarłam do niego dopiero podczas tegorocznego spaceru. „Odkrycie klejnotu” pośród tylu bogactw nagromadzonych wokół, jest niezwykłym przeżyciem, ale tłok ciekawych tego przeżycia turystów nie pozwolił napełnić się boskim pięknem.

W kolejnych dniach odwiedziliśmy średniowieczne miasto wież – San Gimigniano – na każdym kroku spotyka się tu zabytki świetnej przeszłości, doskonale zachowane, lecz pozbawione dawnych funkcji – sprawiają wrażenie obumarłych, jakby okradzionych z duszy, choć żyją adaptowane do wymogów współczesnych.

Pięknie położona Volterra z etruską i rzymską przeszłością mieści w sobie wielowiekową historię, ale także żyje kulturą naszych czasów. Włoski poeta Gabriele d’Annunzio nazwał ją „miastem wiatru i kamienia”, jako że owiewają ją wiatry wszystkich stron świata, a największym bogactwem był alabaster. W czasie naszej wizyty na głównym placu Volterry – piazza dei Priori instalowano oryginalny projekt autorstwa Daniele Basso – „In Volo” – naprzeciw siebie stanęły dwa potężne stwory: Boogeyman /Demon/ i Ikar. Oba dzieła są metaforą lęku i pożądania. A cała instalacja ma na celu stworzenie alternatywnej i sugestywnej przestrzeni, skłaniając widza do „poznania siebie” – autor wyjaśnia w opisie, że „czas, aby zastanowić się nad swoimi ograniczeniami i lękami i zrozumieć, że są to tylko możliwe do pokonania projekcje”. Lustrzane powierzchnie figur, ze stali polerowanej prowadzą widza do odzwierciedlenia siebie i interakcji z nimi. Projekt ten bardzo mnie zainteresował – sposób kreowania percepcji widza zmusza do głębokiej refleksji i pobudza świadomość istnienia.

W jednej z galerii zauważyłam ekspozycję prac Polki – Olgi Niescier, bardzo nastrojowe malarstwo, inspirowane strukturami natury.

Natomiast na polach, wokół miasta, uwagę przyciągają niezwykłe rzeźby autorstwa Mauro Staccioli. Są to instalacje przestrzenne minimalistycznych geometrycznych form tworzące cykl zatytułowany „Miejsca doświadczenia”. Każda z figur doskonale wpisuje się w krajobraz i komunikuje się z obrazem miasta dając obserwatorowi możliwość zmiany perspektywy widzenia.  Ten rodzaj rzeźby przywołuje na myśl „imagineskop” – tzw urządzenie do powiększania wyobraźni.

Niewiele etruskich śladów w Volterze pokazała nam przewodniczka – żal. Nie mogę oprzeć się poświęcenia im, choć kilku zdań. Etruskowie byli przecież pierwszymi na tych wzgórzach. Ich kultura i wierzenia miały wpływ na kolejne pokolenia. Dla wielu współczesnych pisarzy stali się niemal specjalistami od pogodnej śmierci, nauczycielami w trudnej sztuce przemijania. Lekcja sztuki Etruskiej jak pisał Zbigniew Herbert. „jest lekcją wyzwalania się od przesądów estetycznych na rzecz trudnej do zdefiniowania bezinteresownej gry oczu z przedmiotem”. Czyżby teoria „dzieła otwartego” – stworzona i opisana przez Umberta Eco znana była już artystom etruskim. Ciekawe są także wierzenia tej odległej cywilizacji, mają one głębokie źródło w toskańskiej przyrodzie. Legendy głoszą, że „Ich bogowie rodzą się z bruzdy zaoranej ziemi, tej samej, która także dzisiaj załamuje światło na polu, dając oczom pokaz brązów i szarości…” opisuje Marek Zagańczyk w „Cyprysach i topolach”. Czyż nie piękne?!

Byliśmy też w rodzinnym mieście Giaccomo Pucciniego – jest nim Lukka. Miasto urokliwe, w którym w ciszy można doświadczać zarówno piękno wąskich uliczek jak i cieszyć się ostatnimi dniami słonecznego lata. Szczególnie osobliwy jest tu plac Amfiteatralny – powstały poprzez zabudowę rzymskiego amfiteatru. Dziś wykorzystywany nadal, jako scena artystyczna – a widzowie mogą uczestniczyć w spektaklach siedząc na balkonach własnych kamieniczek otaczających owalny plac. Ot luksus!

Obowiązkowo odwiedziliśmy katedrę San Martino – żeby stanąć przed legendarnym Krucyfiksem z postacią Chrystusa. Jego twarz uważana jest za wierny portret stworzony z pomocą niebios, przez jednego z uczniów Jezusa – Nikodema. Na niezmiernie ozdobnej fasadzie kościoła uwagę zwracają XIII wieczne płaskorzeźby wokół drzwi wejściowych oraz swoisty kalendarz – sceny z życia św. Marcina – odmalowujące prace i czynności związane z porami roku.

Jestem pod dużym wrażeniem Sieny. Paweł Muratow w „Obrazach Włoch” wydanych na początku ubiegłego wieku napisał, że… „Podróżny … pełen umiłowania przeszłości, znajdzie tu ucieleśnienie swoich najpiękniejszych marzeń. Napotka tu nie sztucznie, na przekór czasowi, zachowane ruiny, lecz jednolity i piękny obraz wczesnego odrodzenia, w którym życie bynajmniej nie zanikło, tylko pobladło, przycichło, zwolniło swój tok… „i pomimo tego, że dzisiaj rzesze ciekawskich zadeptują tę ciszę – miasto ma jakiś wyjątkowy klimat „Teraźniejszość nie jest tu nieprzyjacielem przeszłości, a przeszłość trwa tu lekka, naturalna i barwna jak chwila obecna.” Jest tu najpiękniejszy plac ratuszowy – Piazza del Campo – niezwykły, ogromny, wybrukowany cegłą, w kształcie wklęsłej muszli, opadający w stronę Palazzo Publico. Otaczają go półkolem średniowieczne pałace i kamienice z ceglanymi fasadami w kolorach przyblakłej purpury. Na placu tym przesiadują tłumy ludzi, leżą na posadzce, spacerują, fotografują, a mimo to odczuwa się ogromną przestrzeń. Można też podziwiać zastane tu piękno siedząc w jednej z kafejek, czy restauracji. Przekąski i wino smakują w takich okolicznościach wybornie. Posmakowałam tu nadziewanych ricottą kwiatów cukinii.

Z ogromnym podziwem oglądałam Duomo dell’ Assunta – cudo gotyckiej architektury stworzone przez Nicolo Pisaniego i jego syna – wprost trudno było mi uwierzyć, że dzieło tak doskonałe powstało w XIII wieku. Każdy detal tej budowli jest przemyślany i perfekcyjny. Zarówno koronkowa fasada jak i wnętrze katedry z rzędem biało czarnych kolumn i posadzek inkrustowanych marmurem – to skarby najwyższej miary. Można tu podziwiać całe grupy wspaniałych rzeźb Michała Anioła i Donatella, przepiękną marmurową ambonę wspartą na granitowych kolumnach autorstwa Pisaniego. Moim osobistym wrażeniom bliskie są słowa poety i eseisty Wojciecha Karpińskiego.. „Wnętrze sieneńskiej katedry narzuca jednolitą atmosferę, z miejsca obejmuje we władanie. Z wąskich okien spływają ukośne filary pylistego blasku, przyćmione światło delikatnie modeluje grę pasiastych kolumn i sklepień, hieroglify marmurowej posadzki powoli ożywają w cienistych smugach.” A dodatkowo jeszcze – Libreria Piccolominiego – klejnot renesansu z bogactwem woluminów, wzbogacone porażająco śmiałymi w kolorystyce, świetlistymi malowidłami ściennymi i arabeskami na suficie… „głównym źródłem intensywnej świetlistości jest ciągnące się wzdłuż ścian pasmo fresków. I ono wydaje się najpierw radością perspektywy, zachłyśnięciem przestrzenią, kolorystycznym upojeniem. Dopiero później konkretne sceny nabierają sensu, stają się ilustracją /…/ przeszłości.”

W kolejnych dniu było rodzime miasto Petrarki, Vasariego i Michała Anioła – Arezzo. „Przebiegliśmy” ścieżką turystyczną – renesansowymi podcieniami Vasariego, pozdrawiając po drodze Guido Monaco d’Arezzo – twórcę solmizacji w muzyce, przez Piazza Grande do katedry. Do miasta przyciągnęła nas jednak Legenda Krzyża Świętego przedstawiona w pięknym cyklu fresków Piero della Francesci w Kaplicy Bacci, w przepastnym franciszkańskim kościele. Dzieło wzbudza wielki zachwyt – złożone z 14 obrazów ilustruje opowieść z apokryficznej ewangelii Nikodema. Pełne powagi i nieziemskiego spokoju sceny emanują idealną harmonią kształtów i barw. Znałam to miejsce z opisów, ale nie wyobrażałam sobie, że jest to przedstawienie tak pełne akcji, zdarzeń, postaci, rozmachu i fantazji. Sztukę tego artysty cechuje atmosfera duchowości. Odniosłam wrażenie, że rządzi nią nadludzka moc. Freski odznaczają się doskonałą perspektywą, co jeszcze wzmaga ich transcendentny przekaz. Szkoda tylko, że czas na przeżycie tego boskiego talentu ograniczył naszą obecność do 30 minut. Wśród wielu dzieł tegoż twórcy – jeszcze jedno bardzo mnie urzekło – naturalnej wielkości postać św. Marii Magdaleny, którą cechuje niezwykłe poczucie stylu, swobody i elegancji. Fresk zdobi gotycką katedrę.

Maria Kuncewiczowa w „Notatkach włoskich” tak pisze o uczuciach wywołanych obcowaniem z arcydziełami… „oprócz zauroczenia, zachwytu – burzą naszą zarozumiałą pewność siebie i kwestionują naszą ważność – dając nam swoje nieprzemijające piękno i światło nakazują pokorę i wyciszenie.”  Trudno się z tym nie zgodzić – jednak oglądając fasady niebosiężnych budowli, kopuły i sklepienia kościołów, freski, ołtarze, wysoko zawieszone krzyże, witraże i rzeźby, których wielkość trudno było ogarnąć, potężne wieże miejskie i kościelne… żeby je objąć wzrokiem musiałam wysoko unosić głowę, z zachwytem ale niepokornie, dumna, że dane jest mi doświadczyć ich wielkości.

Odwiedziliśmy także miasto rzeźb Pietrasanta, gdzie mieszkał i tworzył wielki współczesny artysta – Polak Igor Mitoraj. Jego dążeniem było wskrzeszenie piękna. Tak wypowiadał się o swojej sztuce – „Kiedy zaczynam odczuwać potrzebę tworzenia, rzeźby pojawiają się we mnie same, ja zaś staję się narzędziem, czy inaczej mówiąc – medium, za którego pośrednictwem nabierają one kształtu, stają się realnym bytem.” Jego słynna rzeźba w brązie – mitologiczny Centaur bez rąk – okaleczony, jak większość dzieł artysty, uosabia problem współczesnego człowieka – cierpienie „pustej skorupy” pozbawionej miłości, stoi na placu za katedrą. Spacerując uliczkami tego miasteczka można poczuć się jak w otwartej galerii rzeźby. Młodzież odkryła tu aż 300 dzieł z marmuru i brązu, eksponowanych przez lokalne galerie i pracownie, ale także pozostawionych przez twórców przybywających z wielu stron świata na plenery. Przez kilka lat przebywał tu sam Michał Anioł, który szczególnie cenił sobie wydobywany w okolicy marmur.

Powroty o zmierzchu do naszej noclegowni były niezwykłej urody spektaklem w „katedrze natury”. Ścieżka obwarowana szpalerem czarnych kolumn cyprysowych, pod granatowym sklepieniem wieczornego nieba, z głęboką perspektywą malowaną światłem zachodzącego słońca – tak bardzo kojarzyła mi się z architekturą odwiedzanych za dnia katedr.

Chyba wszystkie miasta Toskanii, jak i większość w całej Italii, to swoistego rodzaju muzea. Nagromadzenie dzieł sztuki z każdej dziedziny tworzy klimat żywej historii – galerii pod błękitnym niebem. Każde z odwiedzonych miejsc wymagałoby szerszej relacji – A my spacerując, przyglądając się temu dziedzictwu, odkrywamy je na nowo dla siebie. Skupiamy wzrok na szczegółach próbując ogarnąć całość. Trudno jest mi wyrazić wrażenia i emocje, jakie odczułam w tej wędrówce, chętnie powtórzę za Wojciechem Karpińskim… „Na początku była czysta radość oczu, momenty olśnienia, zachwycenie bezinteresowne, odkładające się w pamięci /…/ ale takiego zespolenia, tak ludzkiego piękna, które z ziemią łączy, ale do ziemi nie ogranicza..” nie widziałam dotąd nigdzie. Z czasem poukładam je w sobie z pomocą własnej fotograficznej rejestracji, jak i lektury znakomitych pisarzy cytowanych już w moim tekście, a których eseje, przesycone miłością do Italii, są najlepszymi przewodnikami podróży po Włoszech, tych rzeczywistych jak i tych myślowych – dziejących się tylko w wyobraźni.

Chciałabym wspomnieć jeszcze o Bolonii. Miasto odmienne od Toskańskich – zbudowane z czerwonej cegły i pokryte czerwonymi dachówkami, co tworzy jej niepowtarzalny charakter. Wyróżniającym elementem architektury są unikatowe portyki kolumnowe, osłaniające pieszych przed słońcem i deszczem – nigdzie indziej nie spotyka się takiego nagromadzenia podobnej zabudowy ulic. W witrynach, ukrytych pod arkadami, butików można już było podziwiać jesienne kolekcje mody wiodących marek odzieżowych. Niektóre modele chętnie widziałabym w swojej szafie!

Większość ulic prowadzi do głównego placu – historycznego centrum z fontanną gigantycznego Neptuna i Pałacem Króla Enzo. Nie brakuje tu także architektury sakralnej. Ogromna Bazylika Św. Petroniusza – nie zatrzymała nas jednak na dłużej.

Bolonia słynie z najstarszego w świecie uniwersytetu. Studiował tu nasz Mikołaj Kopernik, także poeta Jan Kochanowski. Do Palazzo dell’Archiginnasio trafiliśmy na chwilę. Atrakcję stanowi tu siedemnastowieczna Sala Anatomica służąca do sekcji zwłok a także biblioteka z bogactwem opasłych wiekowych tomów, zapisanych najdawniejszą wiedzą naukową z różnych dziedzin. Ten księgozbiór wprawia w zadumę nad historią rozwoju myśli ludzkiej.

Stolica Emilii Romani kojarzona jest też z wyjątkowymi tradycjami kulinarnymi. Niestety oprócz kanapki z mortadelą nie posmakowałam nic więcej. Znowu ten uciekający czas…

Przed laty byłam już w tym regionie Emilii Romani – wtedy dane mi było poznać niektóre włoskie specjały. Gospodarze wielkiego zagłębia produkcji płyt ceramicznych w Sasuolo – zorganizowali kulinarną wycieczkę po regionie Modeny i Parmy. Poznałam wtedy proces wytwarzania parmegiano regiano, oraz aceto balsamico. W małych rodzinnych firmach pielęgnuje się tu tradycyjne receptury tworzenia tych skarbów. Oczywiście prezentacja kończyła się degustacją wzbogaconą tamtejszym winem – jakim jest lambrusco.

Niewiele miejsca poświęcam tu kuchni włoskiej – którą kocham. Niestety w tej podróży nie znalazłam nic szczególnego. Nie było czasu na posiłki w trattoriach czy restauracjach – a dania serwowane nam w miejscach noclegów były bardzo proste. W moim domu dania kuchni włoskiej często goszczą na stole, przyrządzam je według oryginalnych przepisów – czasami nieco improwizuję na temat, przyprawiając wg własnych smaków.

Włochy – to dla mnie także muzyka – opera, arie, canzony i koncerty. Przechodząc przez Arno we Florencji mostem złotników „Ponte vecchio” niosłam w sobie wspomnienie arii z opery Giaccomo Pucciniego „O mio babbino caro”, bardzo liryczne błaganie zdesperowanej w nieszczęśliwej miłości dziewczyny. Partytury najpiękniejszych oper wielkich kompozytorów włoskich XVIII i XIX w Verdiego, Pucciniego, Rossiniego inspirowane były historią i kulturą średniowiecza i renesansu. Szkoda, że przewodnicy pomijają ten aspekt.

Ogromne tempo zwiedzania narzucone programem miało swoje zalety i wady. Ilość odwiedzonych miejsc, obejrzanych zabytków oraz odebranych informacji, pomimo bardzo trafnego wyboru i dużej wiedzy przewodników, trudno było pomieścić w pamięci. Każdy kolejny dzień niósł nową przygodę ze sztuką i brakowało czasu na głębokie przeżycie i zapisanie emocji.

Kocham podróże – postrzegam je podobnie jak nasza wielka podróżniczka Martyna Wojciechowska – „Mają magiczną moc uzdrawiania duszy i pomagają zdystansować się do problemów dnia codziennego. Nie rozwiązują ich bezpośrednio jednak pomagają przewartościować i spojrzeć na nie jakby z drugiego brzegu rzeki.” W podróży uświadamiam sobie istnienie czasu danego nam na ziemi. Zmienne losy historii – wielka polityka i nasze małe konflikty – rzędy przegranych i zwyciężonych – wszystko to przemija – zostaje piękno!

Magdalena Kmiecik

“…Dall’enorme ricchezza che la natura rivela agli occhi umani, l’uomo distingue solo quegli aspetti che hanno una certa analogia con la sua ricerca della felicità…” Stendhal.

Una mattina molto fredda dei primi giorni d’autunno, il cielo nebbioso, le finestre in lacrime prevedono una breve giornata. La mancanza del sole è compensata dal giardino, che è pieno di colori gialli intensi e di sfumature di ruggine e marrone, ma questa tavolozza senza la luce non ha più l’ energia di prima. L’autunno rallenta e calma la vita della natura, fa riflettere sul passare del tempo. Questa nostalgica giornata d’autunno mi ha fatto ricordare il mio ultimo viaggio in Italia – una terra generosamente baciata dal sole. Il viaggio mi ha regalato tanti e

mozioni. La gita con i ragazzi del Liceo Artistico è stata una lezione di storia dell’arte, dagli Etruschi ai giorni nostri. È stato un incontro diretto con le opere dei grandi maestri. Cerco di sistemare questi ricordi e  raccogliere le mie riflessioni. Nel mio racconto, nonstante possa sembrare più personale, voglio tornare ai luoghi e ai momenti che mi sono fissati nella memoria. Per aricchire la mia storia approfitterò delle citazioni dei miei autori preferiti con cui “viaggio” spesso. Potrei limitarmi solo alle fotografie ma penso che le parole si compongano bene con l’immagine.

Mettiamoci al lavoro!…”Addio all’estate in Toscana”

La strada ci ha portato attraverso le città del Veneto, dell’Emilia-Romagna fino alla Toscana, dove ci siamo fermati più a lungo. Il soggiorno in agriturismo gestito da una donna polacca e quel paesaggio idillico mi ha proprio affascinato. Era il posto situato sulla collina tutta coperta di viti – lontano dai rumori sgradevoli della città. Gli appartamenti erano ristrutturati in modo da preservarne il fascino rurale di un tempo e le caratteristiche originali di un ex vigneto, o forse un vecchio frantoio – circondati da siepi di alloro e cespugli di rosmarino. Una meta perfetta per il relax dopo giorni pieni di sensazioni estetiche e tanti chilometri percorsi.

Le mattine di fine estate erano già fresche ma non ci potevo rinunciare alle passeggiate tra gli ulivi, i cui tronchi assumavano varie figure e forme, restando in un muto dialogo con le ombre. Nell’aria si sentiva aroma delle erbe. Durante questi brevi momenti di concentrazione e d’osservazione della luce ci sentivamo pieni della bellezza che la natura ci offre.

Sulla strada per la Toscana, ci siamo fermati a Vicenza e a Ferrara. Una visita a Vicenza sulle tracce di Andrea Palladio – un grande architetto del Rinascimento che nei suoi progetti ha incluso tutta la conoscenza dell’epoca e l’ha portata alla perfezione – mi ha involgiata a ritornarci. L’attrazione più grande della città creata da Palladio è il Teatro Olimpico –  teatro rinascimentale interamente costruito in legno. Ciò che colpisce è l’innovazione delle soluzioni, invece l’effetto illusionista della profondità e della prospettiva è un capolavoro da togliere il fiato. L’autore della scenografia è Vincenzo Scamozzi.

Senza dubbio siamo stati molto fortunati a vedere le maestose statue di Salvador Dalì installate lungo le vie del centro e sulle piazze di Vicenza. Elefante del Trionfo – con le zampe di ragno, Ballerina Daliniana, Pianoforte Surrealista o Danza del tempo – sono arrivati qui da poco, adattandosi perfettamente al clima della città e coinvolgendo i visitatori nel mondo filosofico del maestro del surrealismo.

Ferrara mi piaceva di meno: la città senza verde, senza fiori, senza fascino. Sembrava bruciata dal sole, trascurata ed estranea. Non ci ho ritrovato quello splendore di cui parlano nelle guide. La cattedrale in ristrutturazione, il castello Estense – un imponente edificio rinascimentale con le torri, i ponti levatoi e il fossato – crea piuttosto una sensazione di terrore. Secondo me  le leggende oscure di questo posto si sentono ancora alleggiare nell’aria. Tra le poche attrazioni che sono riuscita a vedere a Ferrara, la mia attenzione ha attirato la facciata del Palazzo dei Diamanti, composta da piccoli blocchi di pietra che creano un effetto prospettico particolarissimo anche grazie all’inclinazione delle stesse che varia per creare giochi di luce. La simmetria delle figure si compone con l’ombra ed è perfetta da fotografare.

Sul percorso dei nostri incontri con i capolavori delle epoche passate, la prima tappa era Firenze con la Cattedrale di Santa Maria del Fiore – una magnifica chiesa gotico-rinascimentae (tra l’altro progettata da Giotto e Brunelleschi),con le chiese di straordinaria bellezza tra cui la basilica di Santa Croce – una chiesa francescana, il pantheon di tanti personaggi ilustri. È il luogo dell’eterno riposo dei grandi artisti come: Michelangelo, Dante Alighieri, Galileo, Gioacchino Rossini – le loro tombe sono le opere eccezionali. La cappella Brancacci si trova nella chiesa di Santa Maria del Carmine, dove abbiamo ammirato gli affreschi di Massolini e Masaccio. La Galleria degli Uffizi ci ha trattenuti più a lungo. La straordinaria ricchezza dei capolavori d’ arte è uno spettacolo puro ma per goderlo al meglio ci vuole molto più tempo. Questo non è possibile durante una passeggiata di due ore nelle sale affollate, in mezzo al trambusto dei turisti  di tutto il mondo. Le opere d’arte richiedono  concentrazione! La stanchezza ha vinto, ho visto solo poche sale e invece di “correre” ho fatto una pausa per il caffè e per un aperitivo dal caratteristico colore arancio vivace.

Mi dispiace per le opere di Botticelli, Rafael, Tiziano, Caravaggio e molti altri che non ho potuto vedere dal vivo. Ma forse è la premessa  del m

io prossimo viaggio –  al proprio ritmo e con un piano individuale!  Su questo progetto ci lavoro da tanto – l’unica cosa che mi bloccca è la mancanza di coraggio!

Nella collezione di uno dei musei più antichi d’Europa possiamo trovare anche delle presenze polacche – immagini dei sovrani polacchi, tra cui Zygmunt III Waza, Jan III Sobieski, Stanisław August Poniatowski, Stefan Batory. Probabilmente abbiamo perso molte “perle” durante questa passeggiata – ma sono felice di scoprire la “Porta del Paradiso” nel Battistero vicino alla Cattedrale.  Questo posto mi fa venire in mente il ricordo di tanti anni fa – le vacanze con la famiglia e i nostri giri turistici. E così, camminando con i miei figli per le strade di Firenze nel caldo di agosto, ho deciso di fargli vedere proprio questo tesoro. Le chiese erano noiose, ci andavamo solo per rinfrescarci, i musei non erano attraenti, quindi l’unica cosa che rimaneva era di rendere l’arte interessante attraverso le leggende. Quando siamo a

rrivati a Piazza San Giovanni – il desiderio di mangiare un’abbondante porzione di gelato – era molto più grande rispetto alla grandezza delle opere che ci circondavano. Abbiamo bevuto il caffè guardando verso la porta sud del Battistero e delusi siamo tornati al parcheggio. La grande opera di Lorenzo Ghiberti è rimasta ancora da scoprire – quest’anno sono finalmente riuscita a raggiungerla. La “scoperta di un gioiello” tra così tante ricchezze accumulate intorno è un’esperienza straordinaria, ma la folla di turisti incuriositi da questa esperienza non mi ha permesso di godere la bellezza divina.

Nei prossimi seguenti abbiamo visitato San Gimignano, famosa per le torri medievali. Ad ogni passo ci siamo imbattuti i monumenti del passato, che sono perfettamente conservati ma non svolgono piu’ delle funzioni originarie. Sembrano quasi morti, come se fossero privi dell’anima, anche se “vivono” adattati alle esigenze moderne.

La citta di Volterra, invece, è situata nel cuore di Toscana. È una magnifica citta’ medievale con il suo antico passato etrusco e romano. Gabriele d’Annunzio

– il poeta italiano l’ha definita come la città di vento e di macigno per la sua posizione geografica e per la lavorazione dell’alabastro. Durante la nostra visita in piazza dei Priori, la piazza principale di Volterra, stavano installando “In Volo” – progetto di Daniele Basso – due creature famose Boogeyman e Ikaros, uno di fronte all’altro. Le due opere sono la metafora della paura e del desiderio. Le installazioni vogliono creare uno spazio alternativo e suggestivo dove lo spettatore può riflettere sul proprio stato di conoscenza interiore. L’autore spiega che “è il tempo di pensare ai propri limiti e comprendere che sono soltanto proiezioni decisamente superabili”. Le superfici in acciaio lucidato a specchio portano lo spettatore a rispecchiarsi e ad interagire con esse. Questo progetto mi ha interessato tanto – attraverso le sue opere l’artista ci fa riflettere ed intende portarci ad un livello sempre maggiore di consapevolezza.

In una delle gallerie ho notato una mostra di opere della pittrice polacca Olga Nieścier – una pittura ispirata dalle strutture e dai ritmi della natura. Invece sulle colline che circondano la città ho notato le sculture straordinarie di Mauro Staccioli. Sono le installazioni geometriche minimaliste che rappresentano una mostra intitolata “Luoghi d”esperienza”. Ognuna delle figure è in grado di fondersi perfettamente con il paesaggio della città, permettendo agli osservatori di guardarlo in maniera diversa e con gli occhi nuovi. Purtroppo non abbiamo visto tante tracce degli Etruschi a Volterra – che peccato. Non posso però resistere alla tentazione di dedicargli un po’ di attenzione. Gli Etruschi furono i  primi su queste colline. La loro cultura e le loro credenze hanno influenzato le generazioni future. Per molti scrittori contemporanei, sono quasi diventati specialisti della morte allegra, insegnanti della difficile arte del passaggio. La lezione dell’arte etrusca, come scrisse Zbigniew Herbert … ” è una lezione per liberarsi dai pregiudizi estetici a favore di un gioco. Un gioco difficile da spiegare, tra gli occhi e l’oggetto” Chissà forse la teoria di “Opera aperta”, creata e descritta da Umberto Eco, era già nota agli artisti etruschi. Anche le credenze di questa lontana civiltà sono interessanti e sono profondamente radicati nella natura toscana. Le leggende dicono che “I loro dei sono nati da un solco di terra arata, la stessa che anche oggi rifrange la luce nel campo, mostrando agli occhi uno spettacolo di marrone e grigio …” descrive Marek Zagańczyk in “Cipressi e pioppi”. Ma quanto è bello?!

Siamo stati anche a Lucca – città natale di Giaccomo Puccini. La città incantevole, dove in silenzio si può assaporare la bellezza dei vicoli stretti e godere gli ultimi giorni dell’estate. Sicuramente non passa inosservata la piazza dell’Anfiteatro, edificata sui resti dell’antico anfiteatro romano. Fino ad oggi, utilizzata come il palcoscenico –  i visitatori possono partecipare negli eventi dai balconi degli edifici che la circondano. Che lusso!

Abbiamo ovviamente visitato la Cattedrale di San Martino per vedere il leggendario crocifisso, raffigurante il corpo e il volto di Cristo. Il Volto Santo è considerato come una riproduzione esatta dell’aspetto terreno di Cristo, eseguita da Nicodemo, discepolo di Cristo…ma creata anche grazie a un intervento divino. Sulla facciata del Duomo, ricca delle splendide decorazioni, un occhio attento noterà anche i bassorilievi del XIII secolo, quelli del ciclo dei mesi e delle storie di San Martino.

Sono impressionata da Siena. Paweł Muratow nei “Quadri italiani”, pubblicati all’inizio del secolo scorso, ha scritto-“Il viaggiatore … pieno dell’amore per il passato, troverà qui l’incarnazione dei suoi sogni più belli. Incontrerà qui non artificialmente, nonostante il tempo, le rovine conservate, ma l’immagine uniforme e bella del primo risveglio, in cui la vita non è affatto scomparsa, ma e’ diventata pian piano pallida, calmata ed ha rallentato il suo corso …”.

Nonostante il fatto che oggi le folle dei curiosi calpestino questo silenzio – la città ha un’atmosfera speciale. “…Il presente non è un nemico del

passato, il passato qui è leggero, naturale e colorato come il momento presente…”. Ecco qui ritroviamo la più bella piazza del municipio – Piazza del Campo – insolita, enorme, in mattoni, a forma di conchiglia concava, che “cade” verso il Palazzo Pubblico. È circondata dai palazzi medievali semicircolari e dalle case con le facciate di colore viola chiaro. Sulla piazza siede la gente sdraiata sulla strada, cammina, scatta delle fotografie, nonostane cio’ non manca spazio. Si puo’ anche ammirare la sua bellezza trovandosi in un bar o in un ristorante. In queste circostanze il vino e gli antipasti  mi piacciono di piu’.  Proprio qui ho assaggiato i fiori di zucca con ricotta. Con la grande ammirazione visitavo il Dumo dell’Assunta – una meraviglia dell’architettura gotica creata da Nicolò Pisani e suo figlio. Era difficile per me di credere che un’opera così perfetta sia stata creata nel tredicesimo secolo. Ogni dettaglio di quest’edificio è pensato ed è perfetto. Sia la facciata sia l’interno della cattedrale con una fila delle colonne bianche e con i pavimenti di marmo sono i tesori dell’arte indiscutibili. Qui possiamo ammirare le meravigliose sculture di Michelangelo e Donatello, il bellissimo pulpito in marmo con le colonne di granito di Pisani. Le mie impressioni personali sono vicine alle parole del poeta e saggista Wojciech Karpiński “…I pilastri scendono dalle finestre strette, la luce  modella delicatamente il gioco delle colonne a strisce, i geroglifici del pavimento di marmo si animano lentamente nelle strisce d’ombra…” ed anche – Libreria Piccolomini – la perla del Rinascimento con una ricchezza dei volumi, arricchita con colori audaci, con i pareti e arabeschi sul soffitto “…la fonte principale dell’intensa luminosità è una serie degli affreschi che si estendono lungo le pareti. E sembra di essere una gioia della prospettiva, una boccata di spazio, un’intossicazione colorata. Dopo delle scene prendono significato, diventano un’illustrazione /… / del passato.

Il giorno successivo era la città natale di Petrarca, Vasari e Michelangelo – Arezzo. Abbiamo “percorso” il sentiero turistico visitando i portici rinascimentali del Vasari, salutando Guido d’Arezzo – il creatore della solmizzazione in musica – attraverso Piazza Grande fino alla cattedrale. Tuttavia, siamo stati attratti dalla città dalla Leggenda di Santa Croce raffigurata in una bellissima serie degli affreschi di Piero della Francesca nella Cappella Bacci, nella cavernosa chiesa francescana. Quest’opera suscita grande ammirazione, composta dai 14 dipinti, illustra la storia del Vangelo secondo Nicodemo. Le scene piene della serietà e della pace soprannaturali danno una perfetta armonia delle forme e dei colori. Conoscevo questo posto solo dalle descrizioni, ma non potevo immaginare che fosse uno spettacolo così pieno d’azione, degli eventi, dei  personaggi e della fantasia. Maria Kuncewiczowa nelle “Note italiane” cosi descrive i sentimenti causati dal contatto con i veri  capolavori: “…oltre ad essere affascinati, deliziati – distruggono la nostra presunta fiducia e mettono in discussione la nostra validità – dandoci la loro bellezza senza tempo e l’ordine leggero d’umiltà e della calma…”.

È difficile non essere d’accordo con queste parole – tuttavia, guardando le facciate degli edifici altissimi, le cupole e le volte, gli affreschi, gli altari, le croci, le vetrate e le  sculture, le cui dimensioni sono difficili da comprendere, potenti città e torri delle chiese … per vederele bene dovevo alzare la testa in alto, con  l’ammirazione e timore ma, orgogliosa di poter sperimentare la loro grandezza.

Abbiamo anche visitato la città delle sculture di Pietrasanta, dove viveva e creava un grande artista contemporaneo – un polacco – Igor Mitoraj. La sua aspirazione era a far risorgere la bellezza. È così che ha detto della sua arte – “Quando sento il bisogno di creare, le sculture appaiono in me e io divento uno strumento, in altre parole, il mezzo attraverso il quale  delle sculture prendono la  forma, diventano un vero essere”. La sua famosa scultura in bronzo – centauro mitologico senza mani – “ferito” come la maggior parte delle opere dell’artista, incarna il problema dell’uomo moderno – la sofferenza di un “guscio vuoto” privo dell’amore. Il centauro si trova nella piazza dietro la cattedrale. Passeggiando per le strade di questa città puoi sentirti come in una galleria aperta piena delle sculture. I giovani hanno scoperto qui ben 300 opere in marmo e in bronzo, esposte dalle gallerie e dagli studi locali, ma lasciate anche dagli artisti stranieri che vengono qui per i laboratori. Per qualche anno soggiornava qui Michelangelo, che apprezzava in particolare il marmo estratto nella zona. I ritorni al crepuscolo alla nostra casa d’alloggio erano uno spettacolo della bellezza straordinaria nella “cattedrale della natura”. Il percorso fortificato con una fila delle colonne di cipresso nero, sotto il cielo blu  con una prospettiva profonda dipinta con la luce del sole al tramonto – mi faceva pensare così tanto all’architettura delle cattedrali che visitavo durante il giorno.

Probabilmente tutte le città della Toscana, così come la maggior parte di tutta Italia, sono una specie di musei. L’accumulo delle opere d’arte , da ogni campo, crea un clima della storia viva – la galleria sotto il cielo blu .Ogni luogo visitato richiederebbe un rapporto più ampio. Noi camminando, ammirando questo patrimonio, lo scopriamo di nuovo per noi stessi. Ci concentriamo sui dettagli cercando di comprendere tutto. È difficile per me di esprimere delle impressioni e delle emozioni che ho provato in questo viaggio, ripeterò volentieri dopo Wojciech Karpinski- “…All’inizio c’era pura gioia degli occhi , gioia altruistica, memorizzata / …/ ma tale unità, tale bellezza umana che si collega al suolo, ma non si limita al suolo … “. ” Tale bellezza”, non l’ho vista prima da nessuna parte.

Col tempo, le citta’, me le organizzo in me stessa con l’aiuto della mia registrazione fotografica. Oltre a leggere gli eccellenti scrittori, già citati nel mio test

o, i cui saggi – pieni d’amore per l’Italia, sono le guide migliori, sia reali che mentali, che si svolgono solo nell’immaginazione.

Vorrei menzionare anche Bologna. Una città diversa dalle citta’ toscane – costruita in mattoni rossi e ricoperta dei tetti rossi, il che crea il suo carattere unico. Un elemento distintivo dell’architettura sono i portici a colonna, che proteggono i pedoni dal sole e dalla pioggia – da nessun’altra parte non è possibile trovare quel tipo dell’architettura stradale. Nelle vetrine nascoste sotto i portici delle boutique, si poteva già ammirare la moda autunnale delle principali marche di abbigliamento. Mi piacerebbe avere qualche modello nel mio armadio! La maggior parte delle strade conduce alla piazza principale – il centro storico con la fontana del gigante Nettuno e il Palazzo del re Enzo.              Si possono notare anche gli elementi dell’architettura sacra. L’enorme Basilica di San Petronio – non ci ha fermato a lungo. Bologna è famosa anche per l’università più vecchia del mondo. Qui hanno studiato Mikołaj Kopernik ed il poeta Jan Kochanowski.  Siamo venuti in Palazzo dell’Archiginnasio solo per un momentino. Un’ attrazione piu’ grande è la Sala Anatomica del diciassettesimo secolo utilizzata per le autopsie. Di piu’, c’è la biblioteca con la grande quantità dei volumi con le più antiche teorie scientifiche nei  vari campi. Questa raccolta ci fa pensare immediatamente alla storia dello sviluppo del pensiero umano. La capitale dell’Emilia Romagna richiama anche delle eccezionali tradizioni culinarie. Sfortunatamente, oltre il  panino con la mortadella, non avevo possibilita’ di assaggiare nient’altro. Di nuovo – tempo passa….. Sono stata in questa regione prima ma anni fa –  grazie a questo viaggio ero in grado di conoscere alcune specialità italiane. I padroni del grande bacino della produzione delle piastrelle in ceramica a Sasuolo – hanno organizzato un tour culinario della regione di Modena e Parma. A quel tempo ho visto il processo della produzione del parmigiano reggiano e dell’aceto balsamico, dove nelle piccole aziende familiari vengono seguite delle ricette tradizionali per creare questi tesori della cucina italiana. Naturalmente, la presentazione si è conclusa con una degustazione del vino locale – lambrusco.

Dedico qui pochissimo spazio alla cucina italiana, la quale veramente amo. Purtroppo, durante questo viaggio non ho trovato niente di speciale.  Mancava il tempo per i pasti in qualche trattoria o ristorante. Le portare che ci venivano servite nei luoghi d’alloggio erano di solito molto semplici. A casa mia, i piatti italiani sono spesso presenti sulla tavola. Li preparo secondo le ricette originali – a volte improvviso un po’ condendo secondo i miei gusti.

L’Italia – significa per me anche la musica-  le opere, le arie, le canzoni ed i concerti. Passando per Arno a Firenze, avevo il ricordo dell’aria dell’opera di Puccini Giaccomo ‘O mio babbino caro’. L’appello molto lirico di una ragazza disperata per l’amore infelice. Le partiture delle opere più belle dei grandi compositori italiani del XVIII e XIX secolo Verdi, Puccini e Rossini- erano ispirate dalla storia e dalla cultura del Medioevo e del Rinascimento. È un gran peccato che le guide molto spesso saltino quest’aspetto.

Il tempo velocissimo del nostro viaggio aveva ovviamente vantaggi e svantaggi.  La quantita’ dei luoghi visitati, dei monumenti visti e delle informazioni ricevute, nonostante la selezione molto accurata e l’ampia conoscenza delle guide, era difficile da ricordare. Ogni giorno portava un’avventura nuova con l’arte. Mancava purtroppo il tempo per viverla profondamente e “registrare” delle emozioni.

Adoro viaggiare – li percepisco proprio come la nostra grande viaggiatrice Martyna Wojciechowska: “Hanno il potere magico di guarire l’anima ed aiutano a prendere le distanze dai problemi quotidiani. Non li risolvono direttamente, tuttavia, aiutano a rivalutarli e guardarli come dall’altra parte del fiume”. Durante il viaggio mi rendo conto del tempo che ci è stato dato sulla terra.  I cambiamenti della storia – la grande politica ed i piccoli conflitti – le file dei vincitori e dei perdenti – tutto passa – la bellezza rimane!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *